Na łamach bloga chciałam się pożegnać z kimś (tak, kimś nie czymś), kto towarzyszył mi przez ostatnie 7 lat w czasie swojego ciągłego wzrostu. Nie było łatwo, wiem. Czasem było niewygodnie, wahałam się, znosiłam ból, ale nadszedł czas na zmiany. Chociaż kocham Was ponad życie to muszę się z Wami pożegnać i zmienić coś. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Nie wiem czy już zrozumieliście, o czym mówię, ale jak nie to powiem. Mówię o moich włosach.
Po latach zapuszczania, dbania o nie, marzenia o zamiataniu nimi kuchennej podłogi mojej babci (ach te dziecięce marzenia :) ) Stwierdziłam, że trzeba je obciąć. Może nie będzie to aż tak krótkie, drastyczne ścięcie, ale w rzeczywistości i w moim odczuciu tak może być. Zawsze byłam dumna z moich włosów. I uważałam je za jedną z niewielu, jeśli nie jedyną ładną rzecz we mnie.
*Wiem na pewno, że Ewa się cieszy i nie będzie musiała planować żadnych intryg pozbawiających mnie włosów w inny sposób :D Oczywiście żartuję, ale może jednak nie? :P
Mój cel: skrócenie włosów, ale tylko trochę; cieniowanie do połowy długości; farbowanie na jasny rudy, przydymiony kolor-żadna marchewka; prosta długa grzywka.
Tak sobie wyobrażam moje włosy, ale co z tego wyjdzie to nie wiem. Boję się jednak, że fryzjerka zniweczy wszystkie moje pomysły, a tego baaardzo bym nie chciała.
Moje włosy BEFORE: (różne kolory, pozostałości okropnej Palette, odrosty, niebieskie pasemko, równo ścięte, długość: do pasa).
Moje włosy AFTER:
Następne spotkanie z fryzjerem w listopadzie. Robię grzywkę, ściągam kolor i farbuje na mój wytęskniony rudy. W końcu.
Pozdrowienia!
Aga
Thursday, 20 October 2011
Subscribe to:
Post Comments
(
Atom
)
No comments :
Post a Comment